Witam!! Dzisiaj filozoficznie :)
A do wszystkiego zainspirowała mnie Agnes z bloga http://delautrecotede.blogspot.fr/ , która w komentarzu zasugerowała mi zdawanie DALF C1 zamiast B2. Odpowiedziałam jej u niej na blogu, natomiast mam zamiar przeanalizować moje przemyślenia u siebie na blogu :)
PO CO ZDAWANIE EGZAMINÓW?
Agnes pisze, że zdawanie egzaminów jest bardziej dla nas samych niż z jakiegokolwiek innego powodu. Absolutnie się zgadzam. Ja mam na przykład certyfikat C1 z hiszpańskiego, ale do tej pory przydał mi się na przykład do tego, żebym wpisała go sobie w cv. No i ładnie wygląda? Ładnie. Ale ani dobrej pracy mi to nie dało, ani jakiegoś specjalnego uznania społeczeństwa, ani nic :)
CEL SZCZEGÓLNY - MOTYWACJA
Sądzę jednak, że dużo zależy od charakteru osoby. Dla mnie sam fakt zapisania się na egzamin lub planowania zapisania się na egzamin - jest świetną sprawą: wyzwaniem, daje mi motywację do nauki, "każe mi" robić pliki w Excelu z ilością godzin spędzonych na nauce (aż czasami źle się czuję, jak o tym piszę - ale każdy ma swojego bzika, mój nikomu nie szkodzi, a mi samej daje dużo motywacji i oby ludzie tylko takie "szaleństwa" popełniali), daje mi radość, kiedy potem mogę słuchać francuskiego radia i mniej więcej wiedzieć o czym mówią lub gdy mogę się dogadać z jakimś Francuzem. A gdy moja lektorka mówi mi, że mam lepszą wymowę we francuskim niż Hiszpanie (mieszkam w Hiszpanii), to już w ogóle jestem wniebowzięta i wyobrażam sobie, że osoba, która będzie mnie egzaminowała, pomyśli to samo :)
Wydaje mi się, że gdybym dwa lata temu nie zapisała się na C1 z hiszpańskiego, nie zdałabym go do tej pory, a na pytanie, jak dobrze mówię po hiszpańsku odpowiadałabym: hmm no wiesz.. dobrze mówię (co może być też odpowiedzią na pytanie jak dobrze mówię teraz po francusku.. No daję radę, dobrze mówię :)). Otrzymanie dyplomu potwierdza oficjalnie mój poziom i daje mi też większą pewność siebie w kontaktach, powiedzmy, bardziej oficjalnych.
PIENIĄDZE
Innym argumentem, który podnosi Agnes jest to, że egzaminy kosztują. Fakt. Na dodatek w Hiszpanii są o wiele droższe niż w Polsce, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie, mój B1 kosztował mnie 120 euro, olaboga!
Ja aktualnie jestem w trakcie rozkręcania własnej firmy, pieniędzy raczej brakuje niż przybywa :D I na wielu rzeczach staram się oszczędzać jak mogę. Ale wydawanie pieniędzy na egzaminy jakoś nie jest dla mnie problemem! Gdybym miała wydać 120 euro (to jest mniej więcej nasz dwutygodniowy budżet na życie z moim chłopakiem) na buty, torebki, kosmetyki, ubrania, nawet na książki za jednym razem - to bym się zastanawiała trzy dni. Nie, nawet nie trzy dni. Po pierwszym dniu bym wiedziała, że nie wydam tych pieniędzy. Aha, przy okazji przyznam się :) Mamy z moim chłopakiem jedną rzecz, na którą uwielbiamy wydawać pieniądze (ale też w najmniejszym możliwym zakresie): PODRÓŻE. W zeszłym roku byłam w 13 krajach + dość szczegółowe zwiedzanie różnych zakątków Hiszpanii! (Uwaga, w tych 13 odwiedzonych państwach liczę też Polskę i Hiszpanię, gdzie mieszkam, bo już sama nie wiem który kraj liczyć jako mój kraj, znaczy moim krajem jest Polska, ale to w Hiszpanii mieszkam... więc liczę wszystko) Więc na pewno wolałabym zachować kaskę na jakąś małą podróż czy cokolwiek niż wydać na fatałaszki. Ale te egzaminy.. Nawet jeśli to jest 120 euro.. Mój chłopak na dodatek mi baardzo kibicuje, on też jest takim freakiem językowym jak ja (a nawet bardziej.. on mówi po hiszpańsku, francusku, angielsku, dogaduje się nieźle po włosku, rosyjsku, no i teraz oczywiście po polsku, stawia pierwsze kroki). No więc.. wydaję te pieniądze na egzaminy :) Nawet jeśli to jest tylko cena za moją satysfakcję (wiem.. niepraktyczne).
EGZAMIN C2 z języka
Agnes zastanawia się też nad napisaniem egzaminu C2 z francuskiego. Co mi dało szpileczkę motywacyjną w plecy, ja też powinnam napisać C2 z hiszpańskiego! Mieszkam w Hiszpanii, mam kontakt z językiem codziennie, kiedy jeśli nie teraz? :) A jeśli kiedyś wrócimy na stałe do Polski, to przecież poziom C2 brzmi świetnie!! Ufh, ile rzeczy na głowie! :)
B2 vs C1
No i ostatnia rzecz, która mi dała naprawdę dużo do myślenia. Agnes zachęca mnie do zdania DALFa C1 zamiast DELFa B2, bo wcale nie ma pomiędzy nimi aż takiej różnicy.
No i tu mnie masz :) Zaczęłam się nad tym naprawdę zastanawiać!
Moim celem było zdanie B2 z francuskiego i rozpoczęcie nauki innego języka (moimi faworytami póki co są rosyjski i szwedzki, ale jeszcze nie podjęłam decyzji). A teraz nagle propozycja żebym zdawała C1!!!
No i już moja głowa zaczyna pracować i wyobrażać sobie zdawanie B2 w czerwcu i C1 w lutym 2016 roku! A poziom mojej ekscytacji osiąga zenit, uwielbiam takie momenty nieoczekiwanego przypływu motywacji!! Żebyście mnie teraz widzieli :)
Myślę, że B2 w czerwcu napiszę tak czy siak. Obawiam się, że jeśli tymczasowo bym zrezygnowała z certyfikatu, na rzecz tego, aby zrobić C1 w styczniu 2016, to mogłoby się przydarzyć coś, co by spowodowało, że jednak nie podeszłabym do tego C1, że jakoś bym się "rozlazła" i nie zorganizowała tak, jak bym chciała. Z drugiej strony jeśli na przykład zdam B2 w czerwcu, a potem na przykład zajdę w ciążę (póki co jeszcze nie planujemy, ale kto wie, różne rzeczy chodzą po ludziach, ciąże też ;) ), albo moja firma będzie rozwijała się w takim tempie, że nie dam rady już się uczyć francuskiego (co z drugiej strony nie byłoby takie złe, coś za coś, ale przynajmniej byłabym bogatsza, hihi), cokolwiek co się może przydarzyć, to już będę miała ten dyplom B2, no dobrze, może zapeszam mówiąc w ten sposób, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi :)
I tym pytaniem, zdawać czy nie zdawać C1 w styczniu 2016, kończę dzisiejszy wpis, obowiązki wzywają!
Jestem również ciekawa Waszych opinii na temat punktów, które poruszyłam w dzisiejszym poście.
Jestem również ciekawa Waszych opinii na temat punktów, które poruszyłam w dzisiejszym poście.
Ja w dalszym ciagu poddaje pod watpliwosc wartosc tych dyplomow z nieorgraniczona waznoscia. Mam C2 z angielskiego, zrobione 9 lat temu gdy mieszkalam w Irlandii, ale od lat nie uzywam tego jezyka aktywnie i moj poziom napewno spadl. Duzo bardziej podoba mi sie TFC (Test de connaissance du français, ktory mozna zdawac tez w Hiszpani, np. w Barcelonie.) poza cena(chyba kolo 100 euro)...TFC okresla poziom jezyka w danym momencie od A1 do C2 i wazny jest tylko 2 lata.
OdpowiedzUsuńW calej nauce jezykow najtrudniejsze jest utrzymanie poziomu, szczegolnie gdy juz sie ich troche uzbieralo. Jakis czas temu marzylam o nauce portugalskiego, ale doszlam do wniosku, ze intensywna nauka 5-ego jezyka oddbilaby sie niekorzystnie na pozostalych i na razie spasowalam.
O hiszpanski bym sie nie martwila, ten C2 zdasz jak bedziesz go naprawde potrzebowala, juz fakt kilkuletniego pobytu w Hiszpanii wystaczy aby udowodnic doskonala znajomosc jezyka (+ ten C1).
Sumujac, jezeli zakladasz sobie osiagniecie bieglego poziomu we francuskim, postaw sobie za cel C1 a te 120E wydaj na podroz po Francji ( w Angers masz nocleg za darmo ;) ) Jezeli chcesz zarzucic francuski po B2 i zaczac uczyc sie szwedzkiego czy rosyjskiego, czy doszlifowac angielski, to zupelnie inna sprawa. W normalnej ciazy, bez komplikacji mozna sie uczyc, gorzej jest po porodzie, gdy potomek nie daje spac po nocy ;)
No właśnie, problemy poligloty :) Ja też mam angielski przykurzony, ech, nie wiem już sama skąd brać czas na dalszą naukę lub chociaż "podtrzymanie"/// :) A co do podróży po Francji... Mamy jakieś 200 km do francuskiej granicy, a za miesiąc lecimy do Paryża :) Mam nadzieję, że mi się uda praktykować język! Ech, no właśnie, ta ciąża to taki przykład, ale zawsze jest milion nieprzewidzianych okoliczności, które mogą "przeszkodzić" w nauce języka tak, jak sobie człowiek zaplanował :)
UsuńCieszę się czytając tego posta, bo czuję że mamy zbliżony entuzjazm jeśli chodzi o naukę francuskiego :) Ja też po cichu noszę się z myślą zdania egzaminu na C1 i ubolewam, bo wygląda na to, że z powodów zawodowych będę musiała drastycznie ograniczyć naukę w tym roku. Ale jak już się wszystko uspokoi, to zamierzam przysiąść i w parę miesięcy ogarnąć poziom C1, dla własnej satysfakcji, bo też mi się to za bardzo do niczego nie przyda ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, najważniejsze jest szybkie ogarnięcie tematu i poziomy:) Aulnay... moim zdaniem zdecydowanie za rzadko piszesz posty na blogu!! Domyślam się, że to przez te "powody zawodowe", ale... Fajnie się Ciebie czyta.
UsuńCieszę się, że Cię zainspirowałam. :)
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze od siebie, że dla mnie też egzaminy są motywacją. Ale zakładam roczny plan działania. Takie przyzwyczajenie od matury. ;) Kiedy zdecydowałam się na maturę z francuskiego i na studia na romanistyce, to miałam rok na przejście z poziomu A1 do B2. Udało mi się. :)
Dla mnie z kolei rok.. wydaje mi się długo :) I przy moim obecnym stylu życia nawet zrobienie planu na pół roku do przodu to wyzwanie (z racji naszej pracy nie wiemy nawet, gdzie będziemy mieszkać, najbardziej prawdopodobne jest, że tutaj, gdzie teraz, ale wszystko jest możliwe) Super, w rok dojść prawie od zera do B2! Zazdroszczę :)
Usuń