Kategorie

piątek, 5 czerwca 2015

CZY WARTO ZDAĆ EGZAMIN JĘZYKOWY NA POZIOMIE A1, A2, B1?

W komentarzu pod jednym z wpisów z maja Czytelniczka napisała, że czuje się "marnie" ze swoim poziomem B1 i czy ludzie naprawdę zdają egzaminy językowe na A1 lub na A2?
Czy warto zdać egzamin DELF B1?
Czy warto zdać egzamin na poziomie A1, A2, B1? Egzamin DELF, czy warto zdać DELF, co mi da DELF, zakres materiału DELF,

PO PIERWSZE....


... moim zdaniem nie ma co czuć się marnie z B1, bo gdyby to było takie proste, to każdy by miał B1 z francuskiego / innego języka! Potwierdzone certyfikatem lub nie, ale nawet taki poziom B1 to jest już osiągnięcie, można się na nim komunikować bez większych problemów. Nie mówię, że z perfekcyjną gramatyką i bardzo bogatym słownictwem, ale można przekazać informacje i zrozumieć informacje. Można obejrzeć telewizję i przeczytać artykuł w gazecie rozumiejąc przekaz.

Żeby wszyscy na świecie tak potrafili chociaż w jednym języku obcym! Albo żeby nagle na mnie spłynęła znajomość niemieckiego na poziomie B1! Byłabym przeszczęśliwa, że już nie muszę się uczyć od początku haben, gaben, szprechen. I doskonaliłabym moją znajomość języka, bo od B1 to już bliżej niż dalej do poprawnego mówienia, pisania i bezproblemowego rozumienia!

Jako podpunkt dodałabym, że my Polacy lekceważymy nasze zdolności językowe. Przeciętny Hiszpan mający poziom B1 w jakimkolwiek języku obcym mówi, że zna go dobrze! I jest dumny (...i ma z czego, ja mam bardzo złe zdanie o zdolnościach językowych Hiszpanów). Sama miałam kiedyś sytuację (już parę ładnych lat temu), że ktoś zapytał mnie czy mówię po angielsku. Odpowiedziałam że trochę, żeby to się potem nie zawstydzić, jak czegoś nie zrozumiem albo nie będę umiała odpowiedzieć doskonałą angielszczyzną, albo żeby ta osoba nie pomyślała że się przechwalam... To nic, że mówiłam dość dobrze po angielsku. Ale byłam wtedy też z moją koleżanką Włoszką, która wkroczyła do akcji i stwierdziła: Ja! Ja mówię dobrze po angielsku! Po czym udzieliła wskazówek osobie, która nas o coś pytała. A ja ze zdziwieniem zauważyłam, że jej poziom angielskiego był o wiele niższy niż mój. Od tamtego momentu porównuję moje zdolności językowe ze średnią ogółu, a nie ze średnią nativów i moja samoocena językowa poleciała znacznie w górę :) Chociaż oczywiście dążę do poziomu nativów!

Hiszpanie w CV wpisują sobie: "Języki: angielski - poziom zaawansowany (B1)" - naprawdę, brałam udział w przeprowadzaniu rekrutacji i musiałam przejrzeć ponad 200 CV. Zapewniam Was, że takie kwiatki widziałam nie raz. To się nazywa mieć jaja! Moim zdaniem osoba o zaawansowanej znajomości języka może na przykład przeprowadzić poważne negocjacje, zapewnić obsługę klienta w danym języku na wysokim poziomie, ale osoba z B1 tego nie zrobi. Całe szczęście, że wprowadzono ten podział na poziomy, uważam, że jest bardzo pomocny.

PO DRUGIE...


... ja osobiście nie zdawałabym A1, może skusiłabym się na A2 w przypadku jakiegoś "innego" (dla mnie) języka, na przykład szwedzkiego czy rosyjskiego. Spojrzałam na stronę Instytutu Francuskiego w Saragossie, gdzie mieszkam, na której zamieszczane są imiona i nazwiska osób podchodzących do DELF-DALF wraz z poziomem egzaminu, na którym podchodzą. (nie wiem czy to jest zgodne z tutejszą ustawą o ochronie danych osobowych, ale już nie wnikam). Jak byk: TAK, ludzie zdają egzaminy DELF na poziomie A1! Dla wiarygodności podaję linka:

(zakładka Descargas)

Nie wiem czy komuś będzie się chciało sprawdzać, ale to jest dowód, że ktoś jednak płaci te sto euro, żeby móc pójść na egzamin i powiedzieć na nim: "nazywam się XY, mam 25 lat, mam dwie siostry i pracuję w Z. Lubię pić kawę i chodzić na dyskoteki". W czerwcu 2015 w Saragossie egzamin A1 Adultes pisze jedna osoba, a A1 Junior pięć. Za to do A2 Adultes podchodzi już 6 osób! Tak, to nie są powalające statystyki, ale oznaczają, że ludzie jednak podchodzą do takich egzaminów. Każdy ma swoje powody, których nie będę oceniać. Mój chłopak zdał kilka lat temu DELF A2, ponieważ za jego kurs francuskiego płaciła mu jego firma i takie były warunki: płacimy ci za kurs, ale w tym miesiącu będziesz musiał podejść do egzaminu A2. Co mógł zrobić? Oczywiście, że pójść na kurs francuskiego, a potem na egzamin. Załapał egzaminowego bakcyla, później zrobił jeszcze B1 i B2 :)

PO TRZECIE...


... zakres materiału na poziom A1 czy A2 (tak samo jak na każdy inny poziom) może się przydać nie tylko w celu zdawania egzaminu. Nawet jeśli mój świat kręci się wokół egzaminów, to wcale nie musi tak być z innymi osobami :) Może ktoś chce powtórzyć zagadnienia, zanim przejdzie do przerabiania nowej książki z ćwiczeniami o poziom wyżej? Albo jakiś korepetytor chce sprawdzić czy przerobił wszystko z danego poziomu ze swoim uczniem? Moim zdaniem jest jeszcze co najmniej dwadzieścia innych powodów, aby skonsultować się z tabelką :) Dlatego zamieściłam takie posty na blogu. Fakt, nazwałam je "Zakres do DELF B1", ale to nie oznacza, że wysyłam wszystkich na egzamin!

PO CZWARTE...


... jeśli coś mnie motywuje, to to robię. Jeśli coś mnie demotywuje, to tego nie robię. Proste i polecam każdemu. Zdawanie egzaminów motywuje mnie do nauki, więc będę to robić. Jeśli kogoś to nie motywuje lub mu przeszkadza, może uczyć się języka dla własnej przyjemności. Na świecie jest tyle rzeczy oprócz zdawania egzaminów, że każdy znajdzie na pewno coś dla siebie :)

Najważniejsze to przemyśleć, które podejście pasuje nam najbardziej i nie bulwersować się, że ktoś myśli inaczej. Drugim kryterium jest kwestia, czy taki egzamin będzie nam potrzebny na przykład w pracy czy na uczelni. Co byśmy pomyśleli o osobie, która by przyszła do nas (stawiając się w pozycji pracodawcy) z certyfikatem językowym A2? B1? Że jest dziwna, bo się egzaminuje na takich poziomach? A może że dąży do celu drogą małych kroczków? Moim zdaniem certyfikat A2 mówi więcej niż wpisanie w cv "znajomość języka - podstawowa". Ale to moja opinia, a jak wiecie, jestem fanką wszelkich egzaminów. Jestem ciekawa Waszych opinii. 

Linki do podobnych wpisów:

ZAKRES A1: część 1, część 2

18 komentarzy:

  1. jak dla mnie ukończenie kursu A1 to jak ukończyć egzamin z podstawówki - czy może cieszyć taki egzamin? chyba nie osobę dorosłą ... teraz dzieci w podstawówce są w połowie poziomu A1.

    Dla mnie podział języka obcego to totalna katastrofa i w tym przypadku nie zgodzę się z Tobą, że "Całe szczęście, że wprowadzono ten podział na poziomy, uważam, że jest bardzo pomocny"
    ludzie mają różny zakres słownictwa, bo to zależy od tego czym się interesują i jak wypowiadają się w danej kwestii. Można nieżle operować słownictwem, a dukać w prostych zdaniach. Można też znać zawiłości gramatyki, a mieć ograniczony zasób słów - więc taki podział jest pojęciem względnym

    zdawalność na tych egzaminach powinna być wg innych zasad niż poziomy

    piszesz
    "Moim zdaniem osoba o zaawansowanej znajomości języka może na przykład przeprowadzić poważne negocjacje, zapewnić obsługę klienta w danym języku na wysokim poziomie, ale osoba z B1 tego nie zrobi."
    - tu też się nie zgodze - negocjacje to temat biznesowy i jest niezależny od poziomu na jakim jesteś w języku obcym

    ucząc się języka niemieckiego nigdy nie miałam zagadnień opartych o negocjacje, a jestem już na poziome B1+ / B2
    obsługa klienta to też pojęcie względne, bo kursy biznesowe w danym języku też opierają się o daną tematyke jak: administracja, turystyka i wiele wiele innych zagadnień

    w negocjacjach potrzebne jest też słownictwo konkretne jak np. podatek VAT itd...
    wiele lektorów z języka niemieckiego sami musieli douczyć się wielu zagadnień w zakresie danej tematyki, aby podszkolić mnie np. w tematyce informatyki, która była mi niezbędna do pracy, a przecież byli po studiach germanistycznych




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. No widzisz, a są Hiszpanie, których cieszy poziom A1.

      2. Jeśli ktoś ma bogate słownictwo, a nie umie się wypowiedzieć (ustnie i/lub pisemnie) bo nie zna podstawowych zasad gramatyki, to jego znajomość języka jest bierna, a wtedy nie podchodzi do żadnego egzaminu/nie mówi w tym języku. Możesz zastosować kryterium znajomości języka czynne/bierne, ale bez komunikacji - padasz, chyba że tłumaczysz teksty piosenek ulubionego zespołu na użytek prywatny.

      3. Oczywiście że słownictwo branżowe to inna sprawa, ale tak samo jest z nativami - nie wiem ile byłabym w stanie opowiedzieć Ci po polsku o ogrodnictwie lub o stolarce używając specjalistycznych określeń. Pracuję czasami jako tłumaczka i przed każdym zleceniem klient musi dostarczyć mi informację na temat, którego będzie dotyczyło tłumaczenie - i pomimo biegłej znajomości hiszpańskiego często muszę się tych słówek nauczyć! Nie wybieram się na wykonywanie tłumaczenia ustnego nie znając specjalistycznego słownictwa i to jest normalna sytuacja. Tłumacz nie jest alfą i omegą całego świata i jeśli nie mam pojęcia jak jest zbudowany silnik traktora lub grzejnik, to muszę się tego nauczyć przed wykonaniem zlecenia - i konstrukcji silnika i słów. Ale bez biegłej znajomości hiszpańskiego na nic by mi przyszła nauka elementów grzejnika :) Nawet jeśli ktoś nauczy się specjalistycznych słówek z danego zakresu, a ma poziom języka B1, to ciężko widzę przeprowadzenie przez taką osobę negocjacji czy poważnego tłumaczenia. Jeśli znasz biegle język, to nauczenie się 150 słówek w trzy dni nie jest najmniejszym problemem (na przykład do jakiegoś tłumaczenia), a wtedy już możesz zapewnić obsługę klienta na wysokim poziomie.

      4. Dlatego na egzaminach sprawdzane są 4 umiejętności, mówienie, pisanie, rozumienie tekstu pisanego i mówionego, aby sprawdzić osobę z każdej możliwej strony. Ja do tej pory nie znam lepszego systemu oceniania znajomości języka... Ale jeśli Ty znasz, to na pewno się ucieszą w Radzie Europy. Według jakich zasad uważasz że powinna być ustalona zdawalność egzaminów?

      5. Podtrzymuję moje wszystkie wypowiedzi, z którymi się nie zgadzasz. Chciałam przekazać co prawda, że można być zadowolonym z poziomu języka B1, ale kierunek w jakim piszesz też jest ciekawy. Poza tym mam wrażenie, że czego bym nie napisała o poziomach, egzaminach itp., Ty nie będziesz się z tym zgadzała, widocznie mamy diametralnie inne poglądy na te tematy. Mnie Twoje komentarze zachęcają do przemyśleń, póki co jednak nie zdołałaś mnie przekonać do Twojej opinii.

      Usuń
    2. Hihi, zaczynając lekturę komentarzy byłam gotowa stawać w obronie autorki bloga, ale widzę że sama dałaś radę :) Popieram zwłaszcza to, co napisałaś w punktach 2 i 3, umiejętność zbudowania zdań i wyrażenia myśli jest podstawą i poziomy mają ułatwić ocenę, na ile ktoś sobie poradzi z komunikacją od strony struktur - i w tym zakresie uważam że dobrze, że są :) Wiadomo, że jak postawisz obok siebie dwie osoby na poziomie B1, to może się okazać, że jedna zna dużo więcej słówek, mówi swobodniej i ogólnie sprawia "lepsze wrażenie", ale poziom wskazuje mniej więcej chociażby na to, co obie te osoby mają już opanowane albo przynajmniej jakie zagadnienia poznały i przyswoiły.

      Nie zdawałam dotąd żadnego takiego egzaminu i raczej nie zdecydowałabym się nigdy na certyfikat poniżej poziomu B2, chyba że byłby mi potrzebny do pracy, ale sama idea odnajdywania się na jakiejś podziałce i kontrolowania swojego poziomu jest mi bliska :) C. twierdzi, że bez problemu zdałabym DELF B2, ale mi tak naprawdę marzy się dojście do poziomu C1 i taki certyfikat to by już byłby dla mnie powód do wielkiego samozadowolenia :) Noszę się zresztą z pomysłem, żeby się zacząć przygotowywać do jakiegoś egzaminu z francuskiego jak tylko nadejdzie zima :)

      Usuń
    3. Dzięki Aulnay!

      Jeśli chodzi o certyfikaty, to ja pomyślałam o zdawaniu pierwszego w moim życiu gdy doszłam do poziomu z hiszpańskiego, jak Ty masz z francuskiego - miałam bez problemu poziom B2, ale marzył mi się C1. Nie zastanawiając się długo, zapisałam się na egzamin DELE z hiszpańskiego, uczyłam się 5 godzin dziennie po powrocie z pracy (a pracowałam wtedy w agencji tłumaczeń, też z hiszpańskim, haha, cały dzień miałam kontakt z językiem), no i zdałam :P

      ... JAK TYLKO NADEJDZIE ZIMA... coś mi to mówi, jestem strasznie ciekawa. Fajnie że przynajmniej nas nie zostawiłaś, skoro póki co nie piszesz bloga.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    4. ja po prostu przed zimą mam pracę i egzamin zawodowy i zero czasu na francuski ;) ale czasem przeglądam blogi, do ciebie lubię zaglądać bo wyczuwam podobieństwo w podejściu do języków :))

      Usuń
  2. Podzial na poziomy jezykowe jest sztuczny, ale jakis musi byc, aby ulatwic proces nauczania i ocene przydatnosci kandydatow na dane stanowisko (w pracy). Istniec bedzie oczywiscie przepasc miedzy dwoma osobami z tym samym cetyfikatem jednej uczacej sie kilka godzin w tygodniu a drugiej, ktora jest tym jezykiem bombardowana przez 12 godzin na dzien (zyjaca w kraju gdzie jezyk ten jest uzywany lub tworzaca sobie warunki immersji jezykowej).
    To niezwnaczy, ze ktos z poziomem B1 ma sie czuc "marnie", kazda droga zaczyna sie od pierwszego kroku.
    Osobiscie, uwazam zdawanie certyfikatow na poziomach A1-B1 za strate pieniedzy. Chyba, ze rzeczywiscie komus pomaga to w motywacji. Ja lubie uczyc sie jezykow obcych i ich rozgryzanie, poznawanie przynaleznej im kultury jest dla mnie samo w sobie swietna motywacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uf, przynajmniej jeden komentarz, na który nie muszę odpowiadać pisząc drugiego posta :) Zgadzam się! Poszłabym nawet dalej: wiem, że są Polacy, którzy mieszkają w Hiszpanii, znają dobrze hiszpański, można powiedzieć, że biegle, ale nie pogłębiają wiedzy, nie uczą się więcej, nie czytają książek po hiszpańsku, a ich krąg znajomych jest raczej polski (i mają do tego święte prawo, niczego nie krytykuję). I ja widzę różnicę pomiędzy chociażby moim zasobem słów i ich (porównuję, ale nie chcę żeby wyszło jak chwalenie się, raczej jak stwierdzenie faktu). Więc tym bardziej będzie widać różnicę pomiędzy np. moim francuskim, a osoby, która zdała egzamin B1 (nie mówię już B2, bo jeszcze go nie zdałam :P ), ale mieszka we Francji i codziennie ma z nim kontakt.

      Usuń
  3. Ja mieszkam we Francji i codziennie zdaje egzamin jezykowy;) A tak z ciekawosci czy twoj hiszpanski chlopak mowi glosno?? bo moj sasiad hiszpan mam wrazenie ciagle krzyczy wiec nie wiem czy to normalne czy on taki nerwowy!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, mówi głośno, a jak jest zdenerwowany, to dwa razy głośniej ;) Ale dostosowuje się do moich standardów decybeli i kiedy mu przypominam żeby mówił ciszej, to już tak nie krzyczy :D

      Usuń
  4. Cieszę się, że jeszcze ktoś podkreśla, jakie my, Polacy, stawiamy sobie bariery językowe :) I że to nie ma sensu! Ja nie jestem fanką egzaminów. Uważam, że nie wszystkim są potrzebne. Ale jeśli ktoś chce korzystać np. w pracy, warto zainwestować w ten "papier". Mamy inne podejście, Ty podchodzisz do języka biznesowo, ja jestem pasjonatką. Jestem zwolenniczką uczenia się gramatyki, sama to robię, bo chcę wypowiadać się poprawnie. Jednak nie uważam, że znajomość gramatyki w komunikacji jest niezbędna, za to znajomość słów tak. Jeśli ktoś "kaleczy" gramatykę, też może mieć czynną znajomość języka. Nie każdy musi negocjować, czy robić tłumaczenia. Ja nie po to uczę się języków, dla mnie języki to brama do komunikacji, nie do biznesu. Nie chcę tu podważać Twojego zdania, żeby było jasne - chcę pokazać, że język ma różne zastosowania :) Moją misją jest odblokowanie Polaków. Reszta, to, do czego potrzebują języka, to już dalsza kwestia. Na blokady i nasz polski perfekcjonizm żaden egzamin nie pomoże :)
    Będę tu zaglądać, zwłaszcza, że to hiszpański sprawił, że ja się odblokowałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biznesowo - niebiznesowo. Dla mnie egzamin to motywacja, żeby nauczyć się poprawnie pisać po francusku, ładnie mówić. Gdyby nie egzamin to teoretycznie wystarczyłyby mi jakieś tam umiejętności pisania tak, żeby ktoś mnie zrozumiał, ale to nie to, czego ja chcę (chociaż oczywiście lepiej jest umieć się komunikować JAKKOLWIEK niż nie umieć :))

      Mam nadzieję, że odblokujesz Polaków... bo my naprawdę mamy takie sztywne podejście do tych języków. Nie mówię doskonale, to znaczy, że nie mam prawa się odzywać - mniej więcej tak ;)

      Usuń
  5. Ja też uważam, że podział na poziomy ma sens, mimo, że nie odzwierciedli różnych niuansów i jak każdy podział jest trochę koślawy. Mimo wszystko ułatwia wstępną ocenę umiejętności i myślę, że pracodawcom ułatwia życie (przy rekrutacji oczywiście) ;)

    We Francji zdziwiło mnie, że jak ktoś mówi biegle - powiedzmy od poziomu B2 -, ale nie ma żadnego certyfikatu, to i tak wpisuje w CV "bilingue" !!!! (ja przy C1 z angielskiego nie miałam na początku śmiałości, żeby się tak klasyfikować, ale chyba to ta polska skromność). W ogóle we Francji podział europejski, o którym mówimy oraz certyfikaty to mało znana sprawa. Może w Paryżu jest inaczej, ale jak dotąd nigdzie nie słyszałam, żeby tak podkreślano wagę certyfikatów, jak w PL.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie.. ułatwienie życia, jeśli to nie jest próba zawyżenia poziomu przez np. kandydatów ;)

      W Hiszpanii jest coś takiego jak Escuela Oficial de Idiomas (Oficjalna Szkoła Językowa) i oni mają tam swoje poziomy, zajęcia, certyfikaty (na poziomach europejskich, A1-B2, z jakiegoś języka chyba nawet do C1). Hiszpanie masowo zdają te egzaminy. Jednak poza Hiszpanią to nie ma żadnego uznania, więc ja nie widzę w tym sensu, jak już się męczę, uczę, stresuję, to żeby to przynajmniej jakiś skutek miało i w moim cv :) Plusem tej szkoły jest to, że jest dość tania (nie wiem dokładnie, ale ok 200 euro za rok szkolny) (!!) i że dają lekcje nawet w małych mieścinkach, mają wiele oddziałów w całej Hiszpanii. To jest szansa dla małych - i nie tylko - Hiszpanów na nauczenie się języka. Chociaż i tak do końca życia będą mówić z mocnym hiszpańskim akcentem... Ale zawsze to coś :)

      Usuń
  6. w Turcji też ludzie uwielbiają chwalić się znajomością angielskiego na CV do czasu rozmowy- już nie wiem komu było bardziej wstyd, tym osobom które odprawiałam z kwitkiem, bo mimo fajnych CV język kulał do tego stopnia, że gdy przechodziłam do rozmowy po ang to z paniką w oczach patrzyli jak cielę na malowane wrota i odpowiadali.... po turecku (a wpisane było, że mówią płynnie po angielsku)
    sama zdałam dwa egzaminy jeszcze w UK, ale jakoś się tym nie chwalę, bo nie wierzę, że w pełni oddają to jak kto zna język. Mój mąż mówi po ang lepiej ode mnie- ma większy zasób słownictwa, używa innych konstrukcji, nie wspomnę o akcencie- niby nie brany pod uwagę, jednak przy rozumieniu- różnica ogromna, a nie zdał egzaminów, na które ja mam papierki. Nie jest to wg mnie super wymierne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, akcent, temat rzeka :)

      Czyli nie tylko w Hiszpanii oszukują na temat poziomu językowego.. Polacy zaniżają, a wszystkie inne nacje zawyżają.

      PS. Masz ślicznego bloga!

      Usuń
  7. I weszłaś mi na ambicję, muszę pomyśleć nad testem który powie mi jaki mam poziom, bo angielski powtarzam non stop żeby nie zapomnieć, ale żadnego papierka ani nawet informacji o poziomie na jakim jestem, nie mam a przydałby się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie na niedługo mam zaplanowany wpis o tym jak sprawdzić bezpłatnie i w 5 minut poziom języka (dowolnego :)))

      Usuń