Przyznam, że październik był dla mnie trochę przydługawy i niezbyt płodny pod względem blogowym, dochodziłam do siebie po leżeniu na stole bilardowym, mam nadzieję, że wszyscy czytelnicy zapamiętają to wyrażenie, bo ja na pewno je zapamiętam i to bardzo dobrze!
Zastanawiałam się nad przydatnością egzaminu DELF B2, a także nad tym, do czego się on jednak nie przydaje.
Zrobiłam kolejną część tygodniowego wyzwania Uczę się francuskiego #3 - czyli jak mieć codziennie choć chwilkę kontaktu z językiem francuskim. Części pierwsza i druga są ciągle dostępne i zawsze aktualne, jeśli jeszcze ich nie przerobiłeś, to zapraszam, dzisiaj poniedziałek, więc akurat można zacząć!!
Wymądrzałam się na temat galicyzmów, no dobrze, raczej je po prostu wypisałam z nadzieją, że ułatwię Wam w ten sposób naukę.
No i opisałam w jaki sposób Wikipedia pomaga mi w nauce francuskiego, czyli 6 użytecznych narzędzi plus jedno beznadziejne ;)
Jeśli chodzi o moją naukę francuskiego, to:
1. Zakochałam się bez reszty w dwóch francuskich youtubeuses: Emma CakeCup i Jenesuispasjolie.
Podałam je Wam przynajmniej raz w tygodniowych wyzwaniach. W skrócie: są to francuskie 18-latki, które opowiadają w internecie o sobie, o swoim chłopaku, o makijażu, o operacji plastycznej nosa, o tym co robią rankiem jesienią i wieczorami latem, o tym co jedzą, jak udekorować pokój i odpowiadają na pytania fanów (pewnie raczej fanek w podobnym wieku). Domyślam się też, że ja nie jestem w ich targecie: mam 27 lat i nie przepadam ani za pachnącymi świeczkami, ani za sztuczkami w makijażu, nie jestem zainteresowana operacją plastyczną niczego ani poradami jak zrobić idealny piknik na plaży. Ale jest w nich coś, co mnie bardzo przyciąga i oglądam przynajmniej jedno nagranie każdego dnia. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć :) Ale dzięki temu uczę się francuskiego! Polecam poszperanie na YT każdemu, najważniejsze to odnaleźć i zasubskrybować jakiś fajny i interesujący kanał, który będzie nas motywował do słuchania/oglądania.
2. Moja lektorka francuskiego oznajmiła mi, że w styczniu wyjeżdża na 3-4 miesiące. Ja naprawdę nie wiem co się dzieje! To już moja druga lektorka, która sobie wyjeżdża w podróż życia i mnie opuszcza (link 1, link 2 - jakie ja bzdety kiedyś opisywałam na blogu, aż dziwne, że ktoś to czytał!). No ale przynajmniej dobrze wiedzieć, że moje pieniądze nie idą na alkohol, a na podróże.. :) Moja obecna lektorka przynajmniej ma większe poczucie odpowiedzialności i powiedziała mi o swoich planach już teraz. Żywo zastanawiam się nad lekcjami na Skypie, to taka wygoda.
Mam nadzieję, że jesień upływa Wam miło i w zdrowiu, ja mam postanowienie, że nie dam się brzydkiej pogodzie (póki co dobrze mi idzie, bo aura sprzyja: na zewnątrz 20 stopni :)) ani przeziębieniom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz